W ubiegłym tygodniu trafiłam na utwór, który mną totalnie zawładnął. No cóż, zdarzają się takie sytuacje:) I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że śpiewa go Rihanna. Można o niej powiedzieć wiele - mistrzyni gorących rytmów, skandali, "twerkujących" numerów, hiphopowej wulgarności i słońca z Barbadosu. Ale rzadko o jej muzyce mówi się, że hipnotyzuje.
Jednak tym razem RiRi wzięła się za cover średnio znanego w Polsce australijskiego rockowego bandu Tame Impala. Utwór "Same ol' mistakes" pojawił się na jej nowym krążku ANTI.
Wokalistka wiele w nim nie zmieniła, co dla niektórych komentatorów jest wadą, dla innych - zaletą.
Dla mnie to plus, bo utwór sam w sobie jest genialny, a na pierwszy plan wysunął się jej zamszowy głos (tak, ona potrafi mieć taki właśnie głos). Posłuchajcie:
Dlaczego tytuł tego wpisu to "zakazany owoc"?
Tekst, tekst. Słowa są najważniejsze:
"Two sides of me can't agree
When I breathe in too deep./
I know that you think it's fake
Maybe fake's what I like./
Feel like a new person
(but you make the same old mistakes)
Well, I don't care I'm in love
(Stop before it's too late)."
Romans? Sytuacje, które nie powinny się wydarzyć? Jakaś kompletna gorączka, emocje, pikowanie w dół nie zważając na konsekwencje. Przepaść. Hedonizm. Nirwana połączona z nieuchronnym końcem.
Dodajmy do tego tekstu gęstą muzykę, która płynie powoli i mamy gotowy numer do lap dance.
Jest gorąco.
A na koniec oryginał. Uwielbiam ten utwór konfrontować - głos żeński i głos męski. Dwie strony tego samego medalu, tego samego romansu. Czy jego bohaterowie myślą o nim w ten sam sposób? Co czują?
Ten utwór jest jak historia pełna emocji. Jak intymne spotkanie, które trwa tu i teraz, choć nie powinno. A jednak... nie jesteśmy przecież z kamienia.